wtorek, 24 maja 2016

Coś się kończy, coś może zaczyna ...

Zmęczona , zadowolona i mimo, że już to mam za sobą to wciąż w głowie jakiś stan, że jeszcze wszystko przede mną. Stres związany z przedwczorajszą konferencją i obroną pracy dyplomowej nadal się udziela. 
Długo mnie trzyma - tym młodszym przychodzi to chyba znacznie łatwiej.  
Po tak długiej przerwie na człowieku ciąży takie poczucie odpowiedzialności za podjęte przedsięwzięcie i chce wypaść dobrze.
Chyba się udało :)


czwartek, 5 maja 2016

On the streets of dublin

Tak, tak, tak - wiem 
obiecałam dawno temu ten post z Irlandii
ale jestem usprawiedliwiona - jednak pisać o tym nie będę :)
Mój domowy ścienny kalendarz z wyrywanymi kartkami zatrzymał się na dacie 19 marca - trochę dawno ;-)
Dlatego kiedy niektóre sprawy dopinają się już na ostatni guzik czas w końcu wyrwać zamierzchłe kartki z kalendarza i ustawić majową- aktualną. Wrócić  w normalny tryb funkcjonowania :)
W końcu  - jupiiiiiiiiiiiii  :-)
Nareszcie też wracam na dobre do blogowania - na jak długo czas pokaże. W jakiej formie też czas pokaże  :) Przydały by się zmiany jakieś, tylko jeszcze nie wiem jakie  :)

Myślałam w jakiej formie pokazać Wam nasz wypad do Irlandii, czy w telegraficznym skrócie, czy też tematycznie. Wybrałam to drugie, bo mnóstwo  fajnych zdjęć powstało - jednak te nasz prywatne, na luzie zostawiam wyłącznie dla nas - do naszego na wyłączność domowego albumu :)

W Dublinie byłam już drugi raz i z każdym kolejnym razem coraz bardziej to miasto mnie porywa -  miasto żyje od  rana do nocy, tu nie ma nudy i monotonii - jest za to feria kolorów, która bije po oczach i wciąga zwykłego turystę w swój rytm dnia, nie powodując znurzenia.
To mnie zachwyca.

Tak więc żeby nie przedłużać - na pierwszy ogień idą ulice Dublina.
Urządziłyśmy sobie z Pauliną całodniowy Tour de Dublin, bez dzieci, na luzie zahaczając każdy sklepik i wszystkie możliwe second handy jakie napotkałyśmy na swej drodze.
To był czas tylko dla nas - tak jak  lubimy, bez pośpiechu i z dobrą herbatką i burgerem na koniec dnia.
Zmęczone i zadowolone, obładowane torbami z zakupami jak przekupki z bazaru ledwie zdążyłyśmy na ostatni autobus.

Mam nadzieję, że jakość przetrwacie ten dubliński zdjęciowy spam :)

Zatem miłego oglądania.

Dorota