niedziela, 30 września 2012

MIRROR

Ostatnio w moim domu pojawiają się stare, odgarnięte z kurzu, zapomniane i generalnie śmieciowe przedmioty.
Tak właśnie było z owym lustrem.
Nie jest to żaden łup pchli lub sklepowy. 
Tam gdzie chomików wiele ( moja Mama i ja) zawsze coś ,co już ewidentnie jest na śmietnik - NAPEWNO KIEDYŚ PRZYDA SIĘ.
Lustro - stare, obdrapane, z porysowana taflą szkła jest niczym innym jak wielkim lutrem od ciągnika rolniczego.
Pewnie wciąż omijałabym je szerokim łukiem gdyby nie fakt, ze ostatnio kolor YELLOW przyciąga coraz częściej mój wzrok. "Rama" lustra była właśnie w kolorze żółtym. Aby lekko odświeżyć kolorek wymieszałam białą i żółtą farbę akrylową. kolorek ten w pełni mnie zadowala.
I od dawna zabieram sie za wyszorowanie tego lampionu, który jest paskudnie ochlapany farbą - może w końcu zmobilizuję się i zaprzyjaźnię  z papierem ściernym ;)



Naszyjnik od Pauli idealnie wpasował się w klimat lusterka, tworząc całkiem współgrająca z nim dekorację.



Salonowa lampa, która znudziła mi się już dawno, w tym sezonie jest przeze mnie bardzo lubiana ze względu na swoją kolorystykę.


Starociowy zegar po Babci o którym pisałam TU (klik)  zyskał nowego kompana. Ten zegar turkusowy również odleżał swoje na poddaszu by doczekać swoich pięciu minut - szkoda tylko, że  niestety już nie działa. Za to dekorację stanowi rewelacyjną.

W tle  - wielki słój , który po sezonie ogórkowym znów jest schowkiem na nitki, sznurki i tasiemki. 
Kiedyś jego wielka premiera była w TYM MIEJSCU (klik)





I moja ulubiona metalowa szkatułka, którą Małżonek przytargał mi z jakiegoś szwedzkiego pchlego targu. Nie jest to żaden antyk, docelowo miała odcień zloty bo widać  przebłyski tego koloru. Nie szoruję jej, nie czyszczę tego złotego koloru - lubię ją taką, jaka jest mimo swych niedoskonałości.


Ja tymczasem znikam na kawkę i pyszny torcik, zaś Wam życzę słonecznej niedzieli.

Jutro pierwszy dzień mojego urlopu - już Wiem co będę robić :) 
Będzie aktywnie i kreatywnie, będa kawki na balkonie, spacery po lesie, będzie czas na domowe kino i dobrą książkę, będa zabawy z Synkiem i wypady rowerowe.
Zamierzam maksymalnie naładować akumulatorki.
Oby tylko pogoda nam dopisała.

Do niebawem :) 

Mili - Dorota


środa, 26 września 2012


Nie Kochani - ja nigdzie nie uciekam.
Depresja też to nie jest, ani żadne  wczesno -  jesienne przesilenie.
Zwykła codziennośc sprawiła, że w mojej głowie zaszufladkowały się róznorakie myśli - niektóre zupełnie niepotrzebnie.
Do tego jest koniec września i jak co roku odzywają się przeżycia sprzed prawie czterech lat.
 ... różowo wciąż nie jest - niestety ...
Domilkowy Domek miał być blogiem o moich Maluchach, ale bieg wydarzeń sprawił, że "ewaluował" w  innym kierunku.
Za kilka dni  Miłoszek zdmuchnie cztery świeczki na torcie, a Milence zapalimy świeczuszkę i jak codziennie pomachamy w górę do chmurek i jeszcze dalej ... dalej ... dalej ...

Dziękuję Wam że jesteście. Dziękuję Wam za wszelkie budujące i dające kopniaka słowa. I chociaż w tym roku naprawdę bardzo rzadko bywam na innych blogach - uczciwe przyznaję się, że prawie wcale, to bardzo ciepło o Was myślę i podglądam co tworzycie.
Dziękuję Wam ze wszystkie maile , Wasze radości - czasami smutki dnia codziennego, którymi dzielicie się ze mną -  naprawdę cieszę się, że miałam możliwość Was poznać.

Rok ten przyniósł mi wiele zmian i różnych "nadprogramowych" obowiązków, zapadła też kropka nad "i" nad dość ważną dla mojej Rodziny decyzją, początkowo zdawałoby się , że z lekka  spontaniczną, szaloną, może nawet nierealną.
Po raz pierwszy w życiu powiem też  "jestem zmęczona - potrzebuję urlopu". W tym roku tak naprawdę nie miałam go jeszcze.
Ale za kilka dni  (jupi) - tylko tydzień i aż tydzień - dla mnie AŻ :)


Domilkowy Domek wciąż będzie istniał i mam nadzieję bardziej aktywnie niż dotychczas, bo przecież mam Wam jeszcze tyle do pokazania.

A tymczasem ściskam Was serdecznie  życząc dobrej nocy

Mili - Dorota





środa, 19 września 2012



czy ten blog ma sens ... ?