wtorek, 23 listopada 2010

Wieczny kalendarz

Miałam pokazać parę rzeczy , które sobie powoli dłubię. Jednak zdjęcia z aparatu nie zgrane, część w rozsypce - tu wisi nitka, tam nie podłożone itp. - bo tak zwyczajnie mi się nie chce tuż przed wyjazdem;  bo głowę zaprząta co innego -  wiec chwalę się małymi drobiazgami które przyleciały do mnie od Paulinki.

Taki kalendarz chodził za mną od dawna, jeden sprawiłam sobie już jakiś czas temu ale ten mnie oczarował i wciąż jestem pod jego urokiem. dodam, że do końca nie wiedziałam jak wygląda, bo zwyczajnie chciałam mieć miłą  niespodziankę. Trochę tylko data nie aktualna, bo zdjęcia robione już dosyć dawno ;)


i przyleciały też ptaszki  :)



A z Wami chwilowo się żegnam, może do przyszłego tygodnia,a   może aż do grudnia  gdy wrócę znad jezior.
Oprócz szkolenia siebie zamierzam wypocząć, pospacerować, obfocić jeziora i okolice i oddychać  świeżym powietrzem bo tego mi ostatnio brakuje- pogoda raczej niespacerowa. Na wszelki wypadek  zabieram małe robótki  i te ciut cięższe również -gdyby małe się znudziły ( biżu). Szkoda tylko ze maszyny do szycia zabrać nie mogę - chociaż w walizce i tak by się zmieściła :) 

Pozdrawiam cieplutko i dziękuje wszystkim za miłe maile, które przyszły do mnie w ciągu ostatniego tygodnia :) 
Mili 

piątek, 12 listopada 2010

Co w domilkowie piszczy

Mimo iż lubię jesień, nawet taką deszczową to jednak ta jest wyjątkowo ponura. Nie dość że pogoda niespacerowa to i nastrój nie taki jak być powinien, a to za sprawą niezbyt przychylnych osób i mających miejsce sytuacji. No cóż takich ludzi jest pełno, zawsze i wszędzie i czas do tego przywyknąć. Bezczelnie olać pewne sprawy i zająć się sobą. Póki co chętnie zaszyłabym się w jakiejś niedźwiedziej gawrze  i przezimowała ten czas , ale tak się nie da :) Więc ponury nastrój odganiam gdzie pieprz rośnie.
A kysz :) :) :)

 Obiecałam sobie, że w tym roku wezmę się wcześniej za dekoracje świąteczne, chęci i czas był dopóki nie pojawiło się jakieś ALE    ... No właśnie zawsze pojawia się jakieś ale :) wrrrrr
Gdy już się nacieszyłam tym wolnym przedświątecznym  czasem,  to się okazało , że mój Bank mnie wysyła na dodatkowe szkolenie (którego w swoich przedświątecznych planach kompletnie nie uwzględniałam) 
Więc zamiast być na jednym trzydniowym w Augustowie, wyskoczyło jeszcze jedno w Rajgrodzie - też trzydniowe. I już tydzień poza domem. Plus widzę tylko taki, że obydwa będą odbywały się  nad malowniczo położonymi jeziorami. Tym razem w moim bagażu znajdzie się miejsce na aparat fotograficzny :)

Więc do 5 grudnia włącznie jestem jakby poza zasięgiem i robię tylko to co muszę. Dlatego wszelkie zamówienia te większe czy mniejsze muszą poczekać. Trudno ja robotem nie jestem, któremu można  naładować akumulatorki podłączając do prądu. Ale swoja drogą szkoda że się tak nie da :) :) :)

Oczywiście to moje "narzekanie" traktujcie z wielkim przymrużeniem oka  ;) Czasami trzeba sobie pomruczeć pod nosem, by potem z uśmiechem powiedzieć, że   i tak zawsze starczy czasu na drobne przyjemności typu filmik, książka, kawka z mleczkiem w ulubionej filiżance lub na ciacha z kremem. Ta ostatnia przyjemność niewskazana bo na diecie być próbuję od kilku dni :) ale średnio wychodzi :) 

Powiew nadchodzących  świąt  również i mi się udziela. Coś tam sobie dłubię powoli.
Ostatnio bardzo zainspirowały mnie fantastyczne  skrzato - gnomy, które ujrzałam na szwedzkich blogach. Na początku powzdychałam do nich , aż w końcu  zrobiłam sobie sama wykrój (nie mogłam nigdzie znaleźć w internecie gotowego) i mam swój autorski wykrój owego skrzato - gnoma.
Skrzat, a właściwie jego damska wersja  ma na imię CIAP, a właściwie CIAPA :) Został tak ochrzczony przez Miłoszka.  
Tak więc proszę Państwa prezentuję Wam dzisiaj mojego pierwszego CIAPA :)
 "Ciapa" ma całe 50cm długości, jest chuda, zgrabna i ma dłuuuuugie nogi . Jej ulubiony kolor to czerwień. Ma wełniany golfik i kraciastą bawełnianą z kontrafałdami spódniczkę wiązaną z tyłu na kraciastą wstążkę.
I co najważniejsze uwielbiana jest przez Miłoszka ;)

A ponieważ czerwień to  taki kolor kojarzący się ze Świętami Bożego Narodzenia to i ceramiczny konik otrzymał nową kraciastą wstążeczkę.


 Robiąc dzisiaj wieczorową porą zdjęcia, wpadł mi w ręce biały pojemniczek na chlebek - pieczywko, który szyłam dla pewnej Pani, której niestety w wersji pierwotnej  się nie spodobał. Trochę go zmodyfikowałam, ozdabiając go kwiatem i perełkami.


A na koniec chciałam poinformować, że nastąpiła mała reaktywacja Magicznych Drobiazgów które powstały dokładnie rok temu, a z różnych powodów  zostały "uśpione".
Razem z Paulinką z bloga Home my Place postanowiłyśmy nasze Magiczne drobiazgi przenieść  o TU   
Teraz to właśnie na tym  magicznym blogu będziemy prezentowały swoje prace  rękodzielnicze.
Obok naszych prac hand made znajdziecie przedmioty z drugiej ręki w stylu vintage, retro; przedmioty znalezione na pchlich targach lub zalegające w naszych domach, które nam nie są potrzebne, zaś komuś bardzo mogą się przydać. 
Paulinka już dzisiaj o tym pisała, ale i ja przypomnę, że jeśli któraś z naszych prac podoba Wam się - możecie u nas zamówić .




Zapraszam do odwiedzin  "nowych"  Magicznych Drobiazgów i życzę wszystkim dużo słoneczka w sercu
Dorota