czwartek, 30 września 2010

Wiem, że tu jesteś . . .


I niech to wszystko - 
tak jak Pan chce- 
się stanie:
to moje z Tobą ciche rozmawianie,
to nasze razem po świecie wędrowanie
i kiedyś w niebie razem zamieszkanie

brat Tadeusz Ruciński ( "AMEN" )


30 września 2008r. godz. 12.30 
[*] Milenka

wtorek, 28 września 2010

Szybki poranny post bez tytułu

Po szybkim szkoleniu w Augustowie, tanecznym weekendzie (w sobotę wesele, w niedzielę poprawiny na innym weselu) nareszcie przyszedł czas na urlop. Tak , tak do końca tygodnia jestem na urlopie. Ale nie będę się obijała, o nie. 
Przede mną dużo pracy. Pracy  w sensie zaległości domowych (pranie, sprzątanie, posegregowanie letnich fatałaszków moich i reszty Rodziny); pracy przy marynowaniu grzybków (zaczął sie sezon na opienki, a te rosną na moim podwórku jak szalone - na balkonie czeka mnie wielka misa już zerwanych). Oprócz tego musze w tym tygodniu dokończyć obiecane dla pewnych osób moje prace (koszyczki, fartuszki, króliczki i biżu) . 
Zaś najprzyjemniejsza częśc urlopu odbędzie się w piątek 1 października - Urodziny Miłoszka i Mojej  Milenki [*] malutkiego Aniołeczka.
Oczywieście co by nie narazić Miłoszka na szok prezentowy - urodzinowe podarki dostaje stopniowo. Wczoraj dostał juz pierwszy. prezencik - szkoda tylko, że te grające zabawki niekoniecznie są dla ucha Rodziców przyjemne. Bite cztery godziny grało , szczekało, miauczało, dzwoniło, jeżdziło autem i wydawało świstakowe i inne  dzwięki.  
Ale czego nie robi się by na tym małym pyszczku zobaczyć uśmiech i szczęście.  

Korzystając z okazji, że Miłek jeszcze śpi postanowiłam napisać posta. Tylko że problem pojawia się gdy chce sie  coś napisać a człowiek nie wie  co, bo wszyystkie myśli jakoś jeszcze spią wczoraj do 2 w nocy oglądałam film ) i jakoś nie mam wielkiej weny na pisanie. Gdybym miała fotki z Augustowa pokazałabym Wam ale nie mam. Nie brałam aparatu - ot błąd blondynki. Było pięknie i tak już jesiennie, a ja przegapiłam cudowny zachód słońca. No cóż wracam tam jeszcze w grudniu tym razem na dłużej i na aparat tym razem znajdę miejsce w torbie :) 
Za to pobiegalam po sklepach i wypatrzyłam w podwórku urocza galeryjkę , z której z pustą ręka nie wyszłam oczywiście. Ale o tym innym razem :)

A ponieważ kiedyś obiecałam przed kiermaszem  pokazać Wam co wymodziłam nowego, więc pokazuje dzisiaj w tym nieogarniętym poście.  Na dobry początek moje kraciaste wytworki.


 fartuszek kuchenny

koszyczek na różne drobiazgi 


 łapki kuchenne



podkładki pod bulionowki do których szyje się też obrus kraciasty 


i oczywiście  moje ulubione poszewki na podusie


i dużo dużo lawendy do szaf

Tęsknię za odwiedzinami na Waszych blogach, mam nadzieję tylko, że szybko ogarnę  domowe prace i przy jutrzejszek porannej kawce zaczne już wpadać z wizytą :)
Miłego dnia Wam życzę.

Dorota - Mili

środa, 22 września 2010

Pożegnanie lata w kolorach

Tym razem poczatek astronomicznej jesień będę witała  w  Augustowie. To moja 3 wizyta w tym roku w sercu Puszczy Augustowskiej. 
 Pod koniec czerwca miałam okazję być tam na 3 dniowym szkoleniu , kilka dni poźniej spędzałam nieopodal   Augustowa w miejscowości Płaska kilkudniowy  urlopik. A teraz znów wracam tam na dwudniowe szkolenie. Liczę na to , że tym razem będę mogła zrelaksować się  po godzinach ślęczenia na wykładach w basenie i jacuzzi. 
Troche żal mi lata chociaż nie  przepadam za nim, natomiast jesień kocham i nie ukrywam, że z utęsknieniem wyglądam już tej prawdziwej. 
Jednak nie mogłam się oprzeć by na zakończenie lata nie zrobić sobie  w prawdziwie letnich i soczyście ciepłych kolorkach bukieciku z ogrodowego kwiecia.

Właśnie niedawno odkryłam w sobie kolejna zmianę.
Pokochałam kolory .
Kiedyś tylko czerń, brąz i khaki dominowały w moim życiu, teraz chcę koloru.
Chce mi się  róży, czerwieni, fioletów, turkusów.
Uwielbiam nie tylko żywe kolorowe kwiety, te na tkaninach są równie bardzo urokliwe. 
Ostatnio również wypatruje gdzie się da  kwiecistych pościeli, zasłon, tkanin, serwetek, itd... 
Jestem pod wrażeniem  tekstyliów i tkanin  Cath Kidston . Same przyznacie, że te tkaniny sa obłędne.
Szkoda że u nas w Polsce nie ma tego sklepu, byłabym napewno wierną klientką.
Moja ściereczka pełni funkcję obrusiku - do garów jej nie oddam  ;) o niee
Kwieciste inspiracje znajduję też w zagranicznych czasopismach. Przeglądałam je już po kilka razy i i za każdym razem odkrywam dla siebie coś nowego, na co wczesniej nie zwróciłam uwagi.
 
 

Ponieważ znikam z wirtualnego świata na kilka dłuższych dni, LATO oficjalnie już żegnam !

A Wam i sobie życzę słonecznej jesieni.
 Dorota 


sobota, 18 września 2010

Kulinarnie

Po czy można poznać nadchodzacą jesień w moim domu?. 

Wyciągam cieplejsze sweterki, skarpetki i kapciochy
W domku pojawia sie dużo kocyków
Wieczorami pali się w piecu i  jest cieplutko gdy na dworze wiatrzysko hula  i deszczyk pada 
Robię grzybkowe przetwory

W tym roku oprócz grzybków natknełam się na przepis na pastę paprykowa u Ivonny wiec nie myślac ani chwili dłużej, zakupiłam co potrzeba i pasta gotowa. Będzie ona świetnym dodatkiem do pizzy i włoskich sosów, w których sie bardzo "lubuję".

 Zainspirowana czerwonymi muchomorkowymi kapturkami na słoiczki z przetworkami u Oli   postanowilam i ja swojej paście paprykowej  nadać ładniejszy wygląd. 
Dawno temu kupiłam czerwony materiał w serduszka i kompletnie nie mogłam dla niego znaleźć przeznaczenia . Krótka wizyta u Oli i pomysł na wykorzystanie tkaninki przyszedł w ciągu kilku sekund :) 


 A na koniec kulinarzenia szybka pizza z resztek :)
  
Udanych kulinarnych eksperymentów Wam życzę 

czwartek, 16 września 2010

Sztućce

Chyba nie ma takiej osoby wśród nas , która nie kochałaby szperania i biegania po pchlich targach, buszowiskach i innych klamociarniach, w których przykryte pierzynką kurzu leżą fantastyczne przedmioty.
Zazdroszczę (ale w pozytywnym słowa znaczeniu) tym osobom , które maja "pod bokiem" takie prawdziwe pchle targi. Mi nie pozostaje nic innego jak tylko zadowolić się zwykłym ryneczkiem miejsko-wiejskim. Ale i tam czasami można upolować fajności. jak się nei ma co się lubi, to sie lubi co się ma :)

Zazwyczaj po takich wypadach coś do domu przywiozę. Kupując nie zawsze kieruję sie tym czy to praktyczne, czy mi akurat potrzebne.
A że słyne z chomiczego usposobienia to po prostu kupuje i gromadzę na poddaszu, bo nie zawsze od razu chce mi sie wyczyścić, wymyć, wyszorować czy pomalować. I w sumie moje poddasze też mogłoby być jedną wielką kalmociarnią :)
Owe sztućce kupiłam już rok temu - o tak , tak ,przeleżały rok, a może nawet rok i dłużej  na poddaszu. Ciężkie i sygnowane (przynajmniej większość), nadgryzione zębem czasu. Nawet do dzisiaj nie wyczyściłam ;) Wyciągnełam je i doszłam do wniosku, że mi niepotrzebne tak naprawdę
. To dowód na to że kupując je kierowałam się  instynktem chęci posiadania ich właśnie wtedy.

Gdyby któraś z Was chciała może te sztućce to chętnie sprzedam za cenę za jaką kupiłam. Oddam za 30 zł już z wysyłką.

Pozdrawiam Was cieplutko
Dorota

poniedziałek, 13 września 2010

Nostalgiczny wrzesień


Fatalne w skutkach wydarzenia sprzed dwóch lat (pobyt w szpitalu od  ostatniego dnia sierpnia, potem ciągłe leżenie związane z moją ciążą bliźniaczą; radość , że mimo wszystko moje maleństwa mają się wyśmienicie i lada dzień będziemy je witać, i na koniec  tragiczny niespodziewany finał ciąży) sprawiły, że chyba taki nostalgiczny wrzesień będzie już  każdy.
Boli dalej i bedzie bolało. Nieprawda, że czas leczy rany, czuję się tak jak dokładnie 2 lata temu, Tylko  codzienność nie pozwala mi na rozpacz. To nic by nie dało, wręcz byłoby jeszcze gorzej. Wciąż nie ma dnia kiedy nie uroniłabym łezki - nawet wtedy gdy idę do pracy i spoglądam na cmentarz. Może łatwiej mi bo mogę do Milenki zaglądać prawie codziennie, nawet siedząc w pracy przy biurku widzę cmentarz - jest po drugiej stronie ulicy. Więc zawsze jestem blisko :)
I może dlatego też mi łatwiej.
Nawet Miłoszek wie już jak zaprowadzić Mamę do Milenki, sam prowadzi  :)  Wtedy też skapnie łezka
. . .  
Ale nie dajemy sie tym przeciwnościom losu jak tylko jest to możliwe.


Kocham wrześniowe i nie tylko wrzesniowe spacery z moim Synkiem. To mnie odprężą, pozwala pomyśleć nad życiem, nad tym co dobre, co złe; co ważne, a co mniej.
I w miarę możliwości prawie codziennie spacerujemy, odkrywając nowe zakątki  mojej miejsciowości.  Czasami zaglądamy  ludziom prawie w "okna", rozglądamy się czy na płotach nie wiszą fajne dzbany , niepotrzebne gospodarzom. Czasami mamy ochote zajrzeć do środka opuszczonych rozwalających się chałupek.
A najlepsze jest to, że jak tak chodze z tym "fotoaparatem" :) to uchodzę za jakąś dziwaczkę. No bo kto normalny chodzi i po wsi zdjęcia robi.
Z kazdego takiego wypadu przynosimy masę zdjęć.
Dzisiaj  chce się z Wami podzielić  niewielką garstką moich spacerowyc foteczek.

Kapliczek jest  mnóstwo, a może kiedyś nim poświęcę oddzielny post? 


Mamy nawet mały strumyczek, koszmarnie zaniedbany, płynie nawet  tuż za moimi zabudowaniami, niestety  tam bardzo brudny  jest więc obfociłam tam, gdzie zielono i sympatycznie :)

Chmury szczególnie uwielbiam fotografaować, roztańczone, czasami przerażające swym ogromem
jednak w rezultacie piękne


A na  niebie wrony, stado kraczących wron, mieszkają nieopodal mnie , co prawda mi nie przeszkadzają i nie wadzą to dalszym Sąsiadom chyba już tak radośnie nie jest :)

I fragmenty domostw, tych zamieszkałych i takich do których nikt już nie zagląda.


Fragment drogi wiodący do domu, "którego już nie ma" mojej Babci, tam gdzie spędzałam moje dzieciństwo w każdej wolnej chwili.

I na koniec uchylam rąbka moich drewnianych zabudowań gospodarskich.
Uwielbiam te drewniaczki !!!

Miłego i słonecznego wrześniowego wtorku Kochani Wam życzę